1029
1025
1029
Zbrodnia w Markowej (1944)
Józef i Wiktoria Ulmowie
Józef i Wiktoria Ulmowie

Zbrodnia w Markowej (1944) – mord na szesnastu osobach na­ro­do­wo­ści polskiej i żydowskiej, do­ko­na­ny przez okupantów niemieckich we wsi Markowa pod Łańcutem.

W drugiej połowie 1942 roku Józef i Wiktoria Ulmowie z Markowej przy­ję­li pod swój dach dwie żydowskie rodziny z Łańcuta i Markowej. Na sku­tek donosu złożonego przez gra­na­to­wego policjanta po­cho­dze­nia uk­ra­iń­skie­go, kryjówka została jed­nak odkryta przez Niemców. 24 mar­ca 1944 żandarmi z posterunku w Łańcucie zamordowali Józefa i Wi­k­torię (będącą w zaawansowanej ciąży) oraz szóstkę ich dzieci, z których najstarsze miało 8 lat, a najmłodsze – półtora roku. Zginęło także ośmioro ukrywanych Żydów, w tym dwie kobiety i dziecko. Zbrodnia w Markowej stała się symbolem martyrologii Polaków mordowanych za niesienie po­mocy Żydom.

23 marca 1944 z niemieckiego posterunku żandarmerii w Łańcucie wyszło polecenie, aby czterech woźniców z końmi i furami stawiło się w ma­gi­strac­kiej stajni i tam oczekiwało na dalsze polecenia (każdy miał przyjechać z innej wsi, żaden nie mógł pochodzić z Markowej). 24 marca, około go­dzi­ny 1:00 nad ranem, furmanom rozkazano podjechać pod posterunek i za­wieźć stamtąd do Markowej grupę niemieckich żandarmów i granatowych policjantów. Ekspedycją dowodził osobiście szef łańcuckiej żandarmerii, porucznik Eilert Dieken, któremu towarzyszyło trzech innych Niemców: Joseph Kokott (volksdeutsch z Czechosłowacji), Michael Dziewulski i Erich Wilde. W akcji wzięło także udział czterech funkcjonariuszy gra­na­to­wej policji. Udało się ustalić nazwiska dwóch policjantów: Eustachy Kolman i Włodzimierz Leś.

Tuż przed świtem furmanki dotarły do Markowej. Niemcy polecili wówczas woźnicom pozostać na uboczu, po czym wraz z granatowymi policjantami udali się do gospodarstwa Ulmów. Pozostawiwszy policjantów jako ob­sta­wę niemieccy żandarmi wdarli się do domu i rozpoczęli masakrę. Jeszcze podczas snu zastrzelono dwóch braci „Szallów” i Gołdę Grünfeld. Niemcy polecili następnie sprowadzić polskich furmanów, aby dla postrachu stali się oni świadkami egzekucji. Na ich oczach zastrzelono pozostałych braci „Szallów” oraz Leę Didner z dzieckiem. Jako ostatni z Żydów zginął 70-letni ojciec „Szallów”. Następnie przed dom wyprowadzono Józefa Ulmę oraz jego 32-letnią żonę Wiktorię (będącą wówczas w zaawansowanej ciąży). Oboje małżonków zastrzelono na oczach dzieci. Prawdopodobnie w czasie egzekucji Wiktoria zaczęła rodzić, gdyż świadek ekshumacji zeznał później, że po wykopaniu zwłok dostrzegł główkę i piersi noworodka wystające z jej narządów rodnych.

Po zamordowaniu Ulmów Niemcy zaczęli się zastanawiać, co uczynić z sze­ś­ciorgiem ich dzieci. Po krótkiej naradzie Dieken polecił, aby również one zostały rozstrzelane. Na oczach polskich woźniców zamordowano 8-let­nią Stanisławę, 6-letnią Barbarę, 5-letniego Władysława, 4-letniego Franciszka, 3-letniego Antoniego i półtoraroczną Marię. Trójkę bądź czwór­kę dzieci zastrzelił Joseph Kokott, krzycząc przy tym do furmanów: „patrzcie jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.

Po zakończeniu masakry Niemcy przystąpili do grabieży gospodarstwa Ulmów oraz przedmiotów należących do zamordowanych Żydów (m.in. Kokott zabrał wówczas pudełko z kosztownościami znalezione przy zwło­kach Gołdy Grünfeld). Rabunek przybrał takie rozmiary, że Dieken był zmu­szo­ny sprowadzić z Markowej dwie dodatkowe furmanki, aby pomieścić wszystkie zrabowane przedmioty i towary. Jednocześnie wezwano także soł­ty­sa, Teofila Kielara, któremu polecono sprowadzić kilku mężczyzn i po­grze­bać zwłoki zamordowanych we wspólnej zbiorowej mogile. Gdy wstrzą­ś­nię­ty sołtys zapytał Diekena dlaczego zamordowano również małe dzieci Ulmów otrzymał odpowiedź: „żeby gromada nie miała z nimi kłopotu”. Akcję uwieńczyła libacja alkoholowa urządzona na miejscu masakry (w tym celu sołtys musiał dostarczyć Niemcom trzy litry wódki). Po jej zakończeniu żandarmi i granatowi policjanci powrócili do Łańcuta wraz z sześcioma furmankami pełnymi zrabowanych dóbr.


Upamiętnienie

Wkrótce po masakrze kilku mężczyzn z Markowej rozkopało zbiorową mogiłę i mimo surowego zakazu Niemców umieściło zwłoki Ulmów w oso­b­nych trumnach (pogrzebano je następnie w tej samej mogile). Ułatwiło to później identyfikację ciał.. Po wojnie szczątki Ulmów ekshumowano i po­cho­wa­no na cmentarzu parafialnym w Markowej. Z kolei ciała za­mor­do­wa­nych Żydów zostały ekshumowane w październiku 1947 i przeniesione na Cmentarz Ofiar Hitleryzmu w Jagielle– Niechciałkach.

13 września 1995 małżeństwo Ulmów zostało pośmiertnie odznaczone me­da­lem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Z kolei 17 września 2003 biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga otworzył proces beatyfikacyjny 122 polskich ofiar niemieckiego nazizmu, wśród których znaleźli się Józef i Wi­k­toria Ulmowie oraz szóstka ich dzieci. 20 lutego 2017 Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zezwoliła na przejęcie prowadzenia procesu rodziny Ul­mów przez archidiecezję przemyską.

Zbrodnia w Markowej stała się symbolem martyrologii Polaków mor­do­wa­nych przez Niemców za niesienie pomocy Żydom. 24 marca 2004 we wsi odsłonięto pomnik poświęcony rodzinie Ulmów. 23 marca 2012 podpisany został akt erekcyjny budowy Muzeum Polaków Ratujących Żydów. Powstało ono w Markowej i otrzymało imię rodziny Ulmów. Muzeum zostało otwarte 17 marca 2016 roku.


Odpowiedzialność sprawców

Policjant Włodzimierz Leś nie dożył końca wojny. We wrześniu 1944 został zastrzelony z wyroku polskiego podziemia.

Za uczestnictwo w mordzie na rodzinie Ulmów i ukrywanych przez nich Ży­dach został osądzony jedynie żandarm Joseph Kokott. W 1957 został on odszukany i aresztowany na terenie Czechosłowacji, a następnie poddany ekstradycji do Polski. W 1958 sąd w Rzeszowie skazał go na karę śmierci, lecz Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski i zamieniła karę na dożywocie, a następnie na 25 lat pozbawienia wolności. Kokott zmarł w wię­zie­niu w 1980 roku.

Dowódca ekspedycji karnej, porucznik Eilert Dieken, pracował po wojnie jako inspektor policji w zachodnioniemieckim Essen. W latach 60. nie­mie­c­kie władze prowadziły śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez niego podczas służby w okupowanej Polsce jednak Dieken zmarł z przy­czyn naturalnych zanim zdołano postawić go w stan oskarżenia. Losy Mi­chaela Dziewulskiego i Ericha Wildego nie są znane.