2011-02-23
Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, a sprawiedliwości bez zadośćuczynienia. Pokój w Europie jest uzależniony od naprawienia, pod międzynarodowym nadzorem, wyrządzonych Niemcom krzywd oraz wymierzenia Polakom sprawiedliwości w „Norymberdze-bis” – takie wnioski można wyciągnąć z lektury styczniowego dodatku historycznego do wychodzącego w milionowym nakładzie niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” [1].
Słabość państwa polskiego, ujawniona w katastrofie smoleńskiej, zachęciła Niemców do otwarcia nowego rozdziału w naszych wzajemnych stosunkach. Niedawna uchwała Bundestagu wezwała do ustanowienia dnia pamięci o niemieckich ofiarach wypędzeń oraz do – jak się wyrażono – „doprowadzenia do końca procesu pojednania” (niem. „Aussöhnung vollenden”). Opiniotwórczy „Der Spiegel” wyjaśnił, na czym owo ostateczne pogodzenie katów z ofiarami drugiej wojny światowej miałoby polegać: na postawieniu m.in. Polski w stan oskarżenia za wypędzenie Niemców z ich siedzib i na wyegzekwowaniu na międzynarodowej konferencji zadośćuczynienia za ich cierpienia. „Spiegel”, jak to ujął jeden z niemieckich obserwatorów, spopularyzował w ten sposób, w wyostrzonej jedynie formie, cele współczesnej niemieckiej polityki zagranicznej [2].
„Spiegel” powołuje się na przykład haskiego trybunału ds. zbrodni w byłej Jugosławii, który w imieniu społeczności międzynarodowej oskarża i sądzi m.in. za czystki etniczne i przymusowe wysiedlenia. Urzęduje też w Hadze Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, główny organ sądowy ONZ. „Dlaczego, do diabła, wciąż jeszcze nikt nie oskarża tam odpowiedzialnych za zbrodnie powojennych wypędzeń?” – pyta z emfazą niemiecki tygodnik, argumentując, że wypędzenie Niemców z dzisiejszej Polski wg współczesnych norm prawnych jest przecież zbrodnią przeciwko ludzkości, taką samą jak zbrodnie w byłej Jugosławii, sądzone w Hadze [3].
Powie może ktoś, że powojenne przesiedlenia są zbyt odległe w czasie, by do nich wracać, a prawo międzynarodowe nie może działać wstecz? Otóż nic bardziej błędnego. W Norymberdze tuż po wojnie, aby sprawiedliwość nie skapitulowała przed zbrodnią, uznano za konieczne sądzić za czyny, z których większość w chwili ich popełnienia nie była karalna (dla przykładu, szefa MSZ III Rzeszy sądzono m.in. za deportacje europejskich Żydów).
„Spiegel” powołuje się też na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, wielokrotnie już odrzucającego skargi obywateli Europy Wschodniej na sądzenie ich za zbrodnie przeciwko ludzkości z naruszeniem zasady „Nulla poena sine lege” („nie ma kary bez ustawy”), a mianowicie z ustaw uchwalonych dopiero po upadku systemu sowieckiego. Warte szczególnej uwagi, zdaniem „Spiegla”, jest orzeczenie Trybunału oddalającego skargę dwóch obywateli Estonii, osądzonych w tym kraju na podstawie ustawy z 1994 roku za współudział w sowieckich deportacjach do łagrów w roku 1949. Da się ono sprowadzić do stwierdzenia, że w przypadku zbrodni przeciwko ludzkości zasada niedziałania prawa wstecz nie obowiązuje.
Wyciągając wnioski z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, „Spiegel” proponuje pójść w ślady Estonii, na skalę jednak nieporównanie większą. Norymberga-bis dla osądzenia zbrodni wypędzeń? Międzynarodowy trybunał dla zadośćuczynienia niemieckim ofiarom wypędzeń, już w roku 2011? A czemużby nie? Sądząc po wyrokach zapadłych w Strasburgu, na poparcie europejskich strażników praw człowieka Niemcy w swych roszczeniach wobec Polski z pewnością mogą liczyć.
Czym miałyby być wynagrodzone cierpienia Niemców? „Spiegel” podsuwa rozwiązanie: dorobek wielu pokoleń, który znajduje się na ziemiach odebranych Niemcom, nie jest własnością jedynie tych, którzy tam dziś żyją, ale również milionów tych Niemców i ich potomków, którzy zostali z nich wygnani [4]. Owijając rzecz w bawełnę, tygodnik odważa się mówić jedynie o „dorobku kulturalnym” niemczyzny na Wschodzie, jednak wymowa wypowiedzi zebranych w specjalnym numerze „Spiegla” nie pozostawia wątpliwości, że roszczenia wobec Polski dotyczą nie tylko skarbów niemieckiej kultury.
Na naszych oczach, pod hasłami wyrównania krzywd historycznych, są bezmyślnie (chciałbym wierzyć) niszczone kruche więzy, które dzięki wysiłkowi wielu mądrych ludzi, Polaków i Niemców, zaczęły nas ze sobą powoli łączyć w imię dobrego sąsiedztwa, wspólnej przyszłości i wiary w człowieka. Więzy delikatne, zbudowane z współczucia, życzliwości, gestów pojednania i wysiłków zrozumienia drugiej strony – krucha konstrukcja nad otchłanią potwornych zbrodni, nad morzem przelanej krwi niewinnych, wołającej o pomstę; czy mamy jej usłuchać?
Niemcy apelują o wyrównanie historycznych krzywd, ale czy dadzą się one kiedykolwiek wyrównać? Moje miasto, starte z powierzchni ziemi, straciło podczas wojny więcej mieszkańców niż Hiroszima, Drezno, Hamburg, Berlin, Kolonia i Nagasaki razem wzięte. Co piąty mieszkaniec mojego kraju stracił podczas wojny życie, a pozostali wyszli z niej okaleczeni. Na pół wieku straciliśmy niezależność, zmuszeni do służenia innym. I wy się z nami, Niemcy, pielęgnujący swoje własne krywdy spadkobiercy marzeń o niemieckim wschodzie Europy, naprawdę chcecie od nowa policzyć za doznane krzywdy? Czy nie widzicie, że pukacie do wrót piekieł, po raz kolejny w historii?
Droga, którą wskazuje „Spiegel” i niedawna uchwała niemieckiego parlamentu, nie prowadzi do pojednania i pokoju w Europie, wręcz przeciwnie. Ile razy trzeba przypominać, że pod złudnym hasłem sprawiedliwości dziejowej i wyrównania niemieckich krzywd historycznych rozpętano najstraszliwszą z dotychczasowych wojen, której ofiarą padli w końcu również Niemcy, wcześniej dopuszczając się niewyobrażalnych zbrodni na innych? Czy historia musi się powtórzyć, by jej nauka dotarła wreszcie do teutońskich, zakutych jak widać, łbów?
Bielszym
[1] „Spiegel Geschichte” 1/2001 – „Die Deutschen im Osten”.
[2] „Nürnberg II”, artykuł redakcyjny „Informationen zur deutschen Aussenpolitik“ z 16.02.2011
[3] T. Darnstädt, „Aktenzeichen ungelöst” w „Spiegel Geschichte” 1/2011.
[4] „Randlage mit Bollwerksfunktion”, wywiad z A. Kossertem w „Spiegel Geschichte” 1/2011.