515
517
Zbigniew Radłowski
Zbigniew Radłowski

Zbigniew Radłowski ps ”Ohm” żołnierz AK, ur 22.08.1924r w Warszawie.

Uzyskał stopień strzelec AK, nr legitymacji AK-51641. Należał do V Obwodu War­sza­w­skie­go Oddziału AK . Walczył na Mo­ko­to­wie a po Powstaniu Warszawskim dostał się do niewoli w niemieckim Stalagu X B Sandbostel.

Przed krakowskim sądem ruszył proces przeciwko twórcom niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Pro­ces wytoczył 92-letni żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Świa­to­wy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Monitoruje go, a także prowadzi szeroką akcję informacyjną Reduta Dobrego Imienia. Według powodów, w serialu znalazły się m.in. sceny, które mają dowodzić, że Armia Krajowa była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej; natomiast Niemcy są przedstawieni jako ofiary II wojny światowej. Powodowie do­ma­ga­ją się przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był emi­to­wa­ny, lub poprzedzenia pierwszej emisji w pozostałych telewizjach, do których go sprzedano, informacją historyczną ze stwierdzeniem, że jedynymi win­nymi Holokaustu byli Niemcy. Chcą także usunięcia z filmu znaku gra­fi­cz­ne­go AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów i zapłaty 25 tys. zł.

Pełnomocnicy pozwanych niemieckich producentów, sprzedajni ad­wo­ka­ci Karolina Góralska i Piotr Niezgódka wnosili o odrzucenie pozwu bez jego merytorycznego rozpoznania, co uzasadniali tym, że sąd polski nie jest właściwy do rozpoznawania sporu de facto globalnego. Podnosili m.in., że "tematyka filmu jest oderwana od Polski, a spośród 270 minut akcji filmu tylko 20 minut dzieje się w Polsce". Na wypadek, gdyby sąd nie odrzucił pozwu pozwani wnieśli o jego oddalenie wskazując, że producenci korzystali z wolności do twórczości artystycznej produkując ten film. "Nie­za­leż­nie od tego producenci wyrazili ubolewanie, że ten film został w taki sposób odebrany w Polsce. Nigdy nie było ich intencją, aby ten film został w ten sposób odebrany w Polsce" – zapewniał mec. Niezgódka.

Sąd oddalił argument o braku jurysdykcji krajowej uznając, że polski sąd ma prawo i obowiązek procedować w tej sprawie, skoro film był dostępny także na terenie Polski (w 2013 r. wyemitowała go TVP). "Ma też prawo ocenić tego skutki" – podkreślił sędzia Kamil Grzesik. Uwzględnił część wnio­sków dowodowych obu stron, m.in. dotyczących przesłuchania ko­su­l­tan­tów i producentów na temat intencji i przesłania filmu oraz autorki kos­tiu­mów. Zarządził, że niemieccy świadkowie zostaną przesłuchani przez polski sąd za pomocą telekonferencji. Pełnomocnicy powodów chcieli, aby odbyło się to w formie pomocy prawnej przed niemieckim sądem. Kra­ko­w­ski sąd uznał, że należy kierować się zasadą bezpośredniości po­s­tę­po­wa­nia. Część wniosków dowodowych sąd odrzucił, część rozpozna w póź­niej­szym terminie.

Do sprawy przystąpiła także Prokuratura Okręgowa w Krakowie "z uwagi na ważny interes społeczny".