Komisja Michnika – nieformalna nazwa zespołu badawczego, który na wniosek Henryka Samsonowicza, Ministra Edukacji Narodowej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, miał się zająć aktami SB.
Zespół ten pracował od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 w archiwach MSW. W jego skład wchodzili: jej przewodniczący dyrektor Archiwum Akt Nowych Bogdan Kroll, prof. Jerzy Holzer historyk z PAN, historyk prof. Andrzej Ajnenkiel i ówczesny poseł OKP Adam Michnik, redaktor naczelny Gazety Wyborczej.
Tzw „badaczy” nie dopuszczono do akt wytworzonych przez Departament I MSW (wywiad) - siłą rzeczy skoncentrowali się na aktach Departamentu III (Służba Bezpieczeństwa) dzięki czemu mieli oni dostęp do akt osobowych byłych współpracowników UB i SB.
Komisja miała charakter poufny i skutkiem jej działania było powstanie dwustronicowego sprawozdania stwierdzającego niekompletność akt oraz załącznika zawierającego wyrywkową listę materiałów archiwalnych, które zdaniem członków Komisji powinny zostać przekwalifikowane. Nie zachowały się żadne informacje o tym, kto zażądał jakiej teczki, kiedy ją otrzymał, kiedy zwrócił, co kopiował lub wynotowywał - co nie powinno zachodzić przy korzystaniu z tego typu archiwów.
Wobec czego rodzą się pytania:
Kto w kwietniu 1990 r. powołał tzw. komisję Michnika? Czy była to rzeczywiście komisja, czy prywatna inicjatywa? Jakim prawem kilka osób miało dostęp do archiwów MSW i teczek SB? Co Adam Michnik przeczytał w teczkach bezpieki i jak spożytkował później ta wiedzę???
Prawem kaduka członkom komisji umożliwiono przeglądanie dokumentów opatrzonych klauzulą "tajne specjalnego znaczenia", obecnie klasyfikowanych jako ściśle tajne. Nie wiem jak inni, ale Michnik, wówczas poseł, miał prawo dostępu tylko do dokumentów "tajnych". Członkowie komisji chodzili od regału do regału i mogli brać to, co im się podobało. To ewenement - mówi Antoni Macierewicz, były minister spraw wewnętrznych.
Krzysztof Wyszkowski, który pierwszy kwestionował legalność komisji Michnika, twierdzi, iż zaufana współpracownica ministra Samsonowicza powiedziała mu, że jej szef został w całą sprawę wmanewrowany. - Mówiła, że wszystko zaczęło się od tego, iż ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski poprosił Samsonowicza, żeby wystawił cztery imienne zaproszenia na naradę do MSW dla wybranych osób. I to właśnie zostało wykorzystane do zalegalizowania komisji - wyjaśnia Wyszkowski. - Komisja to był mój pomysł. Dowiedziałem się, że gdzieś pod Konstancinem palone są akta MSW. Sytuacja była delikatna, bo szefem resortu był Czesław Kiszczak. Sprokurowałem więc komisję, która miała sprawdzić, co się dzieje w archiwach. Michnik trafił do niej nie tylko jako przedstawiciel Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, ale również historyk - tłumaczy prof. Samsonowicz.
Nikt nie wie, co robili członkowie komisji Michnika w archiwum MSW, bo nikt tego nie kontrolował. Nikt nie rejestrował, kto przeglądał jakie teczki. Efektem prac rzekomej komisji był kilkustronicowy, lakoniczny raport.
Prof. Samsonowicz przypomina sobie, że w raporcie znalazła się adnotacja, że akta są zniszczone i brakuje wielu dokumentów. - Nie zrobiłem ze swojej strony nic w związku z tą informacją, bo wydawało mi się, że sprawą powinna zająć się prokuratura i wymiar sprawiedliwości - mówi.
Profesor Ajnenkiel pamięta, że prace komisja zakończyła wydaniem krótkiego komunikatu i krótką opinią. - Apelowaliśmy w nich o ukrócenie niszczenia akt. Nasze uwagi skierowaliśmy do ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Krzysztofa Kozłowskiego oraz prof. Henryka Samsonowicza, ministra edukacji narodowej. I to była cała nasza działalność. Prof. Ajnenkiel zapewnia, że do akt personalnych SB nie miał dostępu.
Antoni Macierewicz, twierdzi, że prof. Ajnenkiel kłamie, gdy mówi, że komisja miała dostęp jedynie do niż nieznaczących materiałów. - Profesor co innego na temat zawartości akt - do których miał dostęp w 1990 r. - mówił w 1993 r. - zaznacza Macierewicz. - Przynajmniej jeden z członków "komisji Michnika" był tajnym współpracownikiem PRL-owskiego aparatu terroru i to było wiadome od dawna. Były szef MSW twierdzi, że pracownicy archiwum, którzy przebywali razem z "komisją Michnika", zapewniali go, że jej członkowie mogli nie tylko czytać "teczki", ale mieli możliwość wynoszenia dokumentów.
Prof. Jerzy Holzer, czwarty członek komisji, kierownik Zakładu Studiów nad Niemcami w Instytucie Studiów Politycznych PAN, tak relacjonuje o swojej pracy w komisji. - Mity krążą o niej. Jednym z głównych jest, że była to "komisja Michnika". Przewodniczącym komisji był Bogdan Kroll. Michnik najmniej ze wszystkich członków udzielał się w pracach. Komisja miała ograniczone kompetencje, zapoznała się z systemem zarządzania dokumentacją oraz wyrywkowo z zasobem akt. Nie mieliśmy prawa wstępu do akt Departamentu I MSW (wywiad i kontrwywiad).
Bogdan Kroll który już zmarł. O swojej pracy w "komisji Michnika" nie przekazał żadnego sprawozdania.
Dr Antoni Dudek z Instytutu Pamięci Narodowej - Faktem jest , że udział w komisji Adama Michnika i milczenie o tym fakcie stawia go w bardzo niewygodnym świetle z uwagi na jego późniejszy stosunek do otwierania "teczek" i lustracji. Jan Olszewski, były premier, który zapoznał się z raportem komisji, który prof. Henryk Samsonowicz przekazał Tadeuszowi Mazowieckiemu, powiedział o jego zawartości: - Sprawia wrażenie robionego dosyć pośpiesznie i moim zdaniem jego treść nie pokazuje tego, czym się naprawdę komisja zajmowała.
Warto zacytować słowa zmarłego wybitnego historyka prof. Tomasza Strzembosza: "Dlaczego pan Michnik mógł oglądać moją teczkę, a ja, również historyk, nie mogłem oglądać teczki pana Michnika?".
I to jest sentecja całej sprawy!!!